Wprawdzie Anna nie znosi robić zakupów, ale nie pozostało jej nic innego jak samotnie pobuszować po sklepach, w celu zapełnienia lodówki, która od paru dni świeci pustkami. Rano Anna wyciągnęła ostatnie jajko, które zjadła na śniadanie, popijając sokiem z marchwi.
Na wspólny wypad z mężem nie ma, co liczyć, bo mąż całymi dniami pracuje. Nie mając, więc innego wyjścia, wsiadła do swego małego Cinquecento i wyruszyła w rejs po sklepach. W końcu trzeba coś jeść, chociaż solidna dieta przydałaby się zarówno Annie jak i jej mężowi. Anna odkąd przeszła na emeryturę, tyje w zastraszającym tempie. Od każdego poniedziałku zaczyna odchudzanie, ale jakoś jej to nie wychodzi. Jest słodką dziurką, nie potrafi oprzeć się słodyczom, a w domu ma ich zawsze mnóstwo, ze względu na odwiedzające ją wnuki. Póki dziadek pracuje, mogą je rozpieszczać, bo z Anny marnych groszy to na niewiele by starczyło. Idąc chodnikiem myśli miała zaprzątnięte takimi rozważaniami. Nie zwracała uwagi na przechodniów. Spoglądała na nich niewidzącym wzrokiem. Dopiero, gdy spostrzegła kobietę machającą w jej stronę, ocknęła się. Czego ona chce, pomyślała? Obróciła się do tyłu, myśląc, że może kobieta macha do kogoś innego. Ale nie. Za Anną nie było żywego ducha. Kiedy zrównała się z kobietą, ta ją ochrzaniła:
- No, co ty Anka, udajesz, że mnie nie widzisz!
Anna zatrzymała się, przypatrując obcej kobiecie.
- Ty mnie naprawdę nie poznałaś- powiedziała- widząc pytający wzrok Anny i niekłamane zdumienie. Ha, ha, ha……. uśmiechnęła się od ucha do ucha.
W tym momencie do Anny dotarło, że przecież zna ten uśmiech, tylko nie ta kobieta powinna tak się uśmiechać. Ten uśmiech należy do pucułowatej blondynki w okularach, a tu przed nią stoi jakaś zgrabna laska. Wprawdzie blondynka i w dodatku w okularach, ale na tym podobieństwo się kończy.
- Jolka, to ty? Dziewczyno jak cię mam poznać, skoro zostało ciebie połowę. Kiedy widziałyśmy się ostatni raz? Może rok temu? No tak, to było latem ubiegłego roku. Opowiadaj jak dokonałaś tego cudu? Ile schudłaś?
Bo tu trzeba powiedzieć, że Jolka od wielu lat borykała się z otyłością. Jej stała waga była w przedziale 140- 150 kg. Stosowała przeróżne diety. Podobno każda z nich, to była dieta cud, ale jakoś Jolce te diety nie pomogły.
- Chodź na kawę, to pogadamy- zaproponowała Jolka.
Jolka zamówiła kawę bez cukru i bez śmietanki. Annie nie pozostało nic innego jak pójść w jej ślady.
- Nie jest łatwo- rozpoczęła Jolka swą opowieść. A muszę powiedzieć, że na początku było jeszcze gorzej. Przychodziły chwile zwątpienia i całe to odchudzanie chciałam rzucić. Anka, przecież wiesz, że ja jestem dopiero po czterdzieste. Całe życie przede mną, a z tą tuszą niewiele lat mi pozostało. Pewnego dnia, gdy wchodząc do domu na swoje II piętro, musiałam co kawałek odpoczywać, powiedziałam sobie: hola, hola Jolka, tak nie może być. Chcesz jeszcze pożyć, to zrób coś z sobą. Masz męża, kochane dzieci i co? Zostawić ich? Nie! Nie ma mowy. Gdy tylko weszłam do domu, stanęłam na wagę. I wiesz ile mi pokazała? 147 kg! Rozpłakałam się. Zamknęłam w łazience i ryczałam chyba ze dwie godziny, aż domownicy zaczęli się martwić o mnie. A wiesz ile teraz ważę? Zgadnij?
- Oj, tak na moje oko to 80 z hakiem.
- Nie mylisz się. Ważę niecałe 90 kg i to nie koniec. Jeszcze chcę schudnąć, co najmniej dwadzieścia.
- Jak ty to zrobiłaś dziewczyno? W przeciągu roku zrzucić prawie 60 kg? Byłaś u jakiegoś dietetyka?- dopytywała Anna.
- Nie, nie byłam u żadnego dietetyka. Przecież wiesz, że stosowałam wiele diet i żadna nie dała rezultatów. To wszystko pic na wodę. Tylko traci się kasę. A ta słynna dieta białkowa? Pamiętasz jak tobie wątroba wysiadła przy tej diecie? A niby białko na wątrobę jest dobre? Sama wzięłam się za siebie. Nie pamiętam jak smakuje chleb, ziemniaki, słodycze i wiele innych potraw odrzuciłam ze swego menu. Bazuję na kaszy jaglanej. Jem ją zarówno z owocami, jak i warzywami. No i jem dużo nabiału, a mięso tylko gotowane. Kurczaczek lub cielęcinka.
- A nie brakuje ci słodyczy? Pamiętam jak je uwielbiałaś.
- Pewnie, że chce mi się słodyczy. Ale wiesz co wtedy robię? Idę do szafy. Tak, tak do szafy. Nie śmiej się Anka. Wyciągam moje stare spodnie i wtedy już nie mam chęci na jedzenie. Wiesz, że teraz zmieszczę się w jednej nogawce?
- Jolu jestem pełna podziwu. Chyba muszę ćwiczyć moją silną wolę i też zacząć się odchudzać.
- No przydałoby ci się – wyparowała Jola ( zawsze mówiła to, co myśli), przytyło ci się i to chyba dość sporo. To siedzenie w domu ci służy.
Jola mogła to Annie powiedzieć, wiedząc, że Anna się nie obrazi. W końcu znały się jak łyse konie. Przepracowały razem przeszło 20 lat. Dopiero po upadłości firmy ich drogi się rozeszły. Każda poszła w swoją stronę. No Anna to zasiedziała się w domu (dla osób w jej wieku nie ma pracy), a Jolka znalazła pracę w dużej korporacji. Widać było po niej, że jest szczęśliwa, kwitnąca.
- A co z siłownią, dużo ćwiczysz?- Anka drążyła temat.
- A gdzie tam, wcale nie korzystam z siłowni. Na początku odchudzania nie miałam siły, by ćwiczyć, a teraz widzę, że to niepotrzebne. Ale za to jeżdżę na rowerze lub przemierzam piechotą parę kilometrów dziennie. Towarzyszy mi Robert ( to mąż Jolki), nie zawsze, ale dosyć często. Wiesz jak mu spadł brzuszek? I czuje się o wiele lepiej. A wiesz jak dzieci mi kibicują. Dobrze, że dziewczyny nie poszły w moje ślady.
- No, masz prawdziwe modelki w domu- podsumowała Anna.
Dziewczyny tak się zagadały, że trudno było im się rozstać. Umówiły się już na następne spotkanie. Anna musi wypytać Jolkę jeszcze o wiele spraw, a dzisiaj Jolka nie miała więcej czasu. Była umówiona na wizytę lekarską. Regularnie konsultuje się z lekarzem, często bada krew. Ale póki, co, wyniki ma świetne.
Po rozstaniu, Anna długo jeszcze spoglądała za Jolką. Podziwiała jej sylwetkę. Wręcz nie mogła uwierzyć, że Jolka dokonała takiego cudu i to bez pomocy dietetyków. Czyli jak się chce, to można. Na pewno nie jest łatwo, ale upór i silna wola pomogły.
Anna głęboko westchnęła i solennie przyrzekła sobie, że pójdzie w ślady Jolki, ale, od kiedy- nie określiła. Czy jej się to uda? Czy ma taka silną wolę? Zobaczymy!