Koszmarna pomyłka
Judyta siedziała w wygodnym fotelu, trzymając w dłoniach książkę swojej ulubionej powieściopisarki, Daniellle Steel, lecz jej myśli zamiast zagłębić się w lekturze, zaczęły żyć swoim życiem.
Dzień Babci! To już dzisiaj. No jeszcze w tym roku go nie świętuje. Nie jest babcią, ale za rok? Za rok, już tak. Jej córka Roksana lada dzień ma urodzić i to bliźniaczki. Dziewczynki. Nawet z nią rozmawiała dzisiaj w południe. Wszystko z dzidziusiami jest ok. Judyta cieszy się na samą myśl, że już wkrótce utuli maleństwa w swoich ramionach. Cudownie będzie być babcią i to od razu podwójną. Judyta chciałaby być taką wspaniałą babcią jak jej ukochana babcia Tereska. Dla każdego wnuka zawsze miała czas, dobrą radę i jakieś smakołyki. Szkoda, że już jej nie ma. Zmarła zeszłego lata.
Judyta zaśmiała się w głos, na wspomnienie pewnej historii. Babcia, pulchniutka osóbka wchodziła do domu przez okno, bo gdzieś zapodziała klucz. Ależ to było komiczne. Że też nikt nie zawiadomił policji, że złodziej się zakrada. Ha, ha- Judyta nie potrafi powstrzymać śmiechu, aż łzy płyną po policzkach.
Rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Serce podeszło jej do gardła. 23:15- co się stało? Mąż w pracy na nocnej zmianie. Chyba nie miał żadnego wypadku? Z bijącym sercem odebrała.
Usłyszała w słuchawce:
- Sto lat, sto lat babciu! Szczęścia, zdrowia, pomyślności. Zosia i Zuzia jeszcze nie potrafią złożyć życzeń, to ja składam w ich imieniu- trajkotała córka.
Judytę zatkało.
-Mamuś jesteś tam? Urodziłam. Masz cudowne, zdrowe wnuczki! Piętnaście minut temu skończyła się cesarka. Są prześliczne. Mają takie czarne łepki, malutkie noski, oczka jak perełki. Ważą, no zgadnij ile? – Judyta usłyszała potok słów płynący z ust Roksany.
- Jak to, jakim cudem? – ledwie zdołała wydukać Judyta.
- Kiedy rozmawiałyśmy w południe, nie chciałam cię denerwować. Czy tak nie lepiej? Fajny masz prezent na Dzień Babci. Całuski od dziewczynek- dodała.
Judycie ze szczęścia odebrało mowę. Otrzymała najwspanialszy prezent z okazji święta babci. O takim nawet nie marzyła. W sumie to całkiem sprytnie wymyśliła ta córka, nie informując Judyty o pobycie w szpitalu. W ten sposób zaoszczędziła jej stresu. A niespodzianka, bomba! Judyta była wniebowzięta. Macierzyństwo to dla niej wspaniały dar. Sama doświadczyła cudu narodzin trzykrotnie.
Była pewna, że tej nocy już nie zaśnie. Zaparzyła dzbanek herbaty aroniowej i oddała się rozmyślaniom .
Jak to życie szybko płynie. Niedawno byłam młodą dziewczyną, szukającą swojego księcia. A dziś jestem babcią – myślała z rozrzewnieniem- popijając aromatyczną herbatą. Mijały godziny, a ona rozkoszowała się wspomnieniami, aż wpadła w ramiona Morfeusza. Tak zastał ją mąż, który wrócił z nocnej zmiany. Delikatnym pocałunkiem rozbudził zmysły.
Judyta z utęsknieniem czekała na powrót Roksany ze szpitala, lecz ten się przedłużał. Wystąpiły komplikacje po cesarskim cięciu. Stan był krytyczny, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Kiedy dziewczyny wróciły do domu, Judyta rozpływała się ze szczęścia. Była w siódmym niebie. Z radością pomagała przy maluchach. A było, co robić, bo dziewczynki były bardzo absorbujące, ale za to te dwie cudowne istotki rosły jak na drożdżach. Obie były czarnulki, lecz różniły się wyglądem i charakterem. Zosia była wysoka, drobna, bardzo zadziorna i uparta. Zuzia natomiast była krępej budowy i łagodna jak baranek.
Czas, jak to czas, biegł swoim torem i zdawało się, że co dnia przyśpiesza. Życie mknęło jak na karuzeli. Nawet nie wiadomo, kiedy przeleciały trzy lata i dziewczynki poszły do przedszkola. Szczęście rozkwitało jak cudny kwiat. Jednak nic nie trwa wiecznie.
Pewnego dnia skończyła się rodzinna sielanka. Zuzia zaczęła chorować. I to nie na zwykłe przeziębienie, czy anginę. Diagnoza była druzgocąca. Leukemia, czyli potocznie białaczka. I zaczęło się. Chemioterapia a potem konieczność transplantacji szpiku. Wyzwaniem zawsze jest znalezienie odpowiedniego dawcy. Wiadomo, że niewielki procent znajduje dawcę pośród członków rodziny. Lekarze byli jednak dobrej myśli. Przecież Zuzia ma siostrę i to bliźniaczkę, więc nie powinno być problemu.
A jednak… Świat runął. W wyniku badań okazało się, że dziewczynki nie są spokrewnione. Szok. Niedowierzanie. Badania wykazały, że Zuzia nie jest spokrewniona ani z matką ani z ojcem, natomiast badania Zosi wykazały zgodność DNA z rodzicami.
Judyta słyszała o przypadkach zamiany dzieci w szpitalu. Ale w głowie się jej nie mieściło, że to może dotyczyć jej wnuczek. Serce pękało z bólu.
Roksana nie mogła sobie darować, że nie zauważyła podmiany. Jak to możliwe?- zadręczała się. Wtedy Judyta musiała wkraczać do akcji i tłumić wyrzuty sumienia.
-Przecież byłaś w śpiączce farmakologicznej- tłumaczyła. To nie twoja wina. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Odnajdziemy rodzinę Zuzi.
Zaczęły się żmudne poszukiwania… Szpital, w którym rodziła Roksana, nie chciał udzielić informacji, zasłaniając się RODO. W akcję musiał wkroczyć detektyw.
Okazało się, że w tym dniu, kiedy urodziły się bliźniaczki, urodziła się jeszcze jedna dziewczynka. Trzeba było dotrzeć do jej rodziny. To sprawa niezwykle trudna i delikatna. Jak przekazać taką wiadomość rodzicom, że być może dziecko, które wychowują nie jest ich? Ale przecież trzeba ratować Zuzię, a czas ucieka. Każda chwila jest na wagę złota. Może ma rodzeństwo, które może być dawcą.
Judyta nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Przecież nie oddadzą Zuzi- myślała. Kochają ją nad życie. A tam gdzieś w świecie żyje jej wnuczka. I co dalej- rozpaczała. Serce miała rozdarte. Ból sięgał zenitu. Nie była w stanie sobie wyobrazić, co będzie dalej.
Rodzina, w której być może wychowuje się wnuczka Judyty była nie do wytropienia. Jakby zapadła się pod ziemię. A czas nieubłaganie parł na przód. Stan Zuzi stale się pogarszał. Transplantacja to wymóg niemalże chwili. Wszyscy czekali na cud. I pewnego dnia cud się zdarzył.
Judyta przeglądała właśnie pocztę, kiedy wpadła do niej z wypiekami na twarzy Roksana. Od drzwi wołała z przejęciem- udało się. Udało! Mamy adres rodziny Zuzi.
Judyta o mało nie zemdlała z wrażenia. Teraz czeka wszystkich nie lada wyzwanie. Wszak nie można wpaść do cudzego domu jak bomba i narobić bałaganu. Wszak nowina, którą mają do przekazania jest druzgocąca. Całą akcję trzeba przeprowadzić z wielką rozwagą, nie zapomniawszy jednak o tym, że czas nagli. Wszak Zuzia coraz słabsza. Jedyny ratunek to transplantacja szpiku. Może ma rodzeństwo, albo rodzice będą mogli być dawcami, wszak
najłatwiej znaleźć dawcę spokrewnionego, więc nie ma sensu zwlekać.
- Pojedziemy tam jutro- oznajmiła Roksana, a Judyta ukrywszy twarz w dłoniach rozpłakała się ze wzruszenia.
Kiedy Roksana stanęła pod wskazanym adresem, jej serce dygotało jakby miało się zaraz rozsypać na kawałeczki. Nie była w stanie sięgnąć ręką do dzwonka. Nogi miała jak z waty, ledwie była w stanie na nich ustać. Uczepiła się ramienia męża. Gdyby nie on, już dawno by leżała pod drzwiami. Nagle drzwi otwarły się z impetem. Stanęła w nich piękna blondynka. Zdziwiła się na widok przybyłych.
-Szukamy Anny Domańskiej- pośpieszyła z wyjaśnieniem Roksana łamiącym głosem.
-Oj, to nie wiecie?- zdziwiła się. Anna pół roku temu zginęła w wypadku samochodowym.
Roksana zbladła –a co z dzieckiem? – wydusiła z siebie pytanie.
-Z tego, co się orientuję jest w rodzinie zastępczej, do czasu zakończenia spraw związanych z adopcją. Anna była samotną matką. Nie miała żadnej rodziny, więc sprawa szybko postępuje. Podobno jest wiele rodzin chętnych, by adoptować małą. Ale właściwie, po co państwo przyszli- zapytała?
-Właśnie to dziecko nas interesuje- to ważne. Musimy je odszukać – odpowiedziała Roksana, nie wdając się w szczegóły.
Oczywiście odnalezienie dziecka nie było takie proste. Znowu przepisy i przepisy. Ale udało się.
Choć upłynęło wiele czasu, Judyta na wspomnienie tych wydarzeń nadal dostaje gęsiej skórki. Ale teraz w ich domu panuje niezakłócony spokój. Zamiast dwóch wnuczek ma trójkę. Alinka od razu odnalazła się w nowej rodzinie. Dziewczynki się polubiły i szaleją jakby znały się od zawsze.
I co ważne, znalazł się dawca szpiku dla Zuzi, więc niezwykle szybko nabiera sił.
Judyta siedząc wygodnie w fotelu z książką w dłoni, zamiast zatopić się w lekturze, oddaje się rozmyślaniom- zadaje sobie pytanie, co by było z Alinką, gdyby Zuzia nie zachorowała? Do dziś nikt, by nie wiedział, że gdzieś tam w świecie wychowuje się dziecko z krwi i kości Jareckich.
Oczywiście pozwano szpital, ale to już Judyty nie interesuje. Najważniejsze, że ma trzy wspaniałe wnuczki. Zuzia odzyskuje siły i zaczyna tryskać radością.
Fot. ze strony Tapety na pulpit