Życie jest cudem
Joanna była piękną kobietą, zbliżającą się do czterdziestki. Blondynka, elegancka, zadbana. Zawsze wyglądała jakby świeżo wyszła spod ręki fryzjera. Zawsze nienaganny, lekki makijaż, manicure i ubiór jak z żurnala. W końcu stanowisko, które piastowała, zobowiązywało do odpowiedniej prezencji.
W pewien kwietniowy ranek, śpiesząc się do pracy, dodała gazu, pomimo, że jechała już o wiele za szybko. Nie zwracała uwagi na warunki panujące na drodze, a powinna. O tej porze roku, o godzinie 5: 00 rano jest jeszcze ciemno. Dodatkowo panująca ulewa, utrudniała widoczność. Joanna pochłonięta myślami o firmie, prowadziła automatycznie. Znała tę drogę jak własną kieszeń, niemalże na pamięć, dlatego nie zważała na panujące warunki. Wiedziała, w którym miejscu są koleiny i trzeba zjechać na skraj jezdni. W końcu już od przeszło 10 lat jeździła tą trasą. A dzisiaj bardzo się jej śpieszyło. Chciała jeszcze przejrzeć dokumenty, przed zapowiedzianą kontrolą. Wczorajszego popołudnia nie miała już siły, by dłużej nad nimi ślęczeć, a wydawało się jej, że coś się nie zgadza. Jako główna księgowa odpowiada za finanse w firmie. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Bardzo lubiła swoją pracę pomimo tego, że po szkole średniej nie od razu obrała taki kierunek. Początkowo postawiła na pielęgniarstwo, ale praktyka w szpitalu, uzmysłowiła jej, że nie potrafi oswoić się z ludzkim cierpieniem. Po trzech latach nauki, zrezygnowała i zdecydowała się na studia z zakresu rachunkowości. Po ich ukończeniu rozpoczęła pracę na stanowisku księgowej w firmie, w której aktualnie pracuje. Jej upór i zaangażowanie, przyniosły awans, z którego była bardzo dumna, lecz ten awans odbijał się na życiu osobistym. Coraz bardziej zaniedbywała męża. Traktowała go jak piąte koło u wozu, a on to cierpliwie znosił.
Joanna, pochłonięta swoimi myślami, nie zauważyła sarenki, wbiegającej wprost pod koła jej pędzącego samochodu. Natychmiastowe hamowanie na nic się nie zdało. Śliska jezdnia, hamulce i … wszystko działo się tak szybko. Samochód wpadł w poślizg i koziołkował. Zatrzymał się w rowie, znajdującym się wzdłuż jezdni. Joanna usłyszała zgrzyt hamulców, brzęk tłuczonego szkła i … zapadła w ciemność…
Nie minęło wiele czasu, kiedy się ocknęła i wydostała na zewnątrz. Zamierzała zadzwonić po męża, ale nagle spostrzegła jakąś zakrwawioną postać leżącą na trawie, a pochylony nad nią lekarz przykładał do piersi defibrylator. Podeszła bliżej. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Nie, to niemożliwe- pomyślała. Wygląda zupełnie jak ja, a przecież ja jestem tutaj cała i zdrowa, więc kto tam leży? Ale to przecież moja nowa sukienka. I te buty – poznaję je. I ta torebka i płaszcz - ostatni szyk mody- to też moje. Przerażona, zaczęła krzyczeć, lecz żaden dźwięk nie wydostał się na zewnątrz. Poczuła dziwne kołatanie serca. Przerażający ból głowy doprowadzał do obłędu. Nie potrafiła logicznie myśleć. Zamknęła oczy.
Kiedy je otworzyła, po bólu nie było śladu. Stała na kwiecistej łące, w zwiewnej sukience. Zewsząd sączyła się cudna, anielska muzyka. Dźwięki ukochanego saksofonu wpływały kojąco. Odetchnęła z ulgą. Ja żyję, żyję – krzyknęła. Łzy szczęścia zaczęły spływać po twarzy. Tak niewiele brakowało- pomyślała.
Nagle owionął ją zapach męskich perfum. Poznała – to Hugo Boss - nieodłączny zapach męża. Cudowny, niesamowicie męski. Stał obok. Uśmiechał się łobuzersko.
- Chodź, zatańczymy- zaproponował. I porwał ją w ramiona, zaczął kołysać w rytm dolatujących dźwięków. Jak cudownie- pomyślała. Już dawno tak się nie czuła. Nie tańczyła od wieków, a przecież taniec to jej miłość. Ciągle tylko praca i praca. Wszystko inne odkładała na później. Nawet jeszcze nie zdecydowała się na dziecko, a czterdziestka na karku. Poczuła dziwne ukłucie w sercu. Zresztą nie po raz pierwszy w krótkim czasie. Dyskretnie otarła spadającą łzę.
- Nie płacz kochanie, wszystko będzie dobrze- pochylony nad nią mąż. głaskał ją po twarzy. Joanna nie mogła zrozumieć, dlaczego leży? Dlaczego mąż ma załzawione oczy? Miałaś szczęście, twój Anioł czuwał. Wyjdziesz z tego – usłyszała cichy szept. Ale, z czego?- pomyślała i ponownie zapadła w ciemność …
Pani Joanno, pani Joanno, budzimy się – jakby z zaświatów dochodził do Joanny gardłowy męski głos. Nie śpię, zamyśliłam się – odpowiedziała zdezorientowana. Postawny, elegancki mężczyzna pochylał się nad jakimiś tabelkami i zadawał dziwne pytania. Niewiele z tego rozumiała. To objaw przemęczenia- pomyślała, lecz nagle ją olśniło. Przecież to audyt. Od jego wyniku bardzo wiele zależy. Zorientowała się, że to jeden z audytorów prosi o wyjaśnienia dotyczące zestawień, które przygotowała. W jednej sekundzie w Joannę wstąpiły nowe siły. Jakby akumulatory zostały naładowane. Relacjonowała z biegłą znajomością tematu. Sama była zdziwiona, że tak świetnie jej idzie. Jakby czytała w myślach, bo odpowiadała nie usłyszawszy pytania. Toteż audyt wyszedł śpiewająco. Gratulacjom nie było końca. Zachwycony prezes zaproponował Joannie objęcie stanowiska w nowo otwartym oddziale w Monachium. Bez zastanowienia przyjęła propozycję, bo to było jej wielkie marzenie. Była taka dumna i szczęśliwa, lecz nie trwało to długo. Kiedy oznajmiła mężowi swoją decyzję, on nie był zadowolony. Rozstańmy się- powiedział cicho. Marzę o dzieciach, a ty masz inne priorytety. Jedno mamy życie, powtórek nie ma. Nie chcę go zmarnować. Joannę zakuło serce. Poczuła dziwny palący ból, jakby ktoś przykładał do jej piersi rozgrzane żelazo. I to było takie rzeczywiste, przerażające. Rozszlochała się na dobre. Wszak kochała męża. Nie wyobrażała sobie życia bez niego. Nie odchodź- szepnęła. Ale mąż był nieugięty. W kącie stała spakowana walizka. Skąd się tam wzięła, Joanna nawet się nie zastanowiła? – szloch przerodził się w żałosny skowyt. Nie odchodź, proszę, nie odchodź- błagała.
-Nigdzie nie idę- czule szepnął mąż- ani mi to w głowie. Jesteś moim sensem życia – i pogłaskał mokry policzek Joanny. Co się dzieje, nie rozumiem- spytała? Leżała na szpitalnym łóżku, obolała, ze spływającą do żyły kroplówką. Stojący obok lekarz uśmiechnął się – wróciła pani – szepnął cicho. Wszystko będzie dobrze. Rany się zagoją, kości zrosną. Jadąc do pracy miała pani wypadek, ale najgorsze minęło. Powróciła pani z dalekiej podróży- dodał.
Teraz Joanna wszystko sobie przypomniała. Nie dojechała do pracy, więc ten awans to majaki. Ulżyło jej. Chcę dziecko, a nawet dwoje - szepnęła. Nie teraz, nie zaraz. Muszę odzyskać siły. Życie jest cudem. Zrozumiałam to. Pragnę tego cudu najbardziej na świecie. Życie zbyt szybko płynie, by czekać w nieskończoność. Oby nie było za późno na macierzyństwo. Przepraszam kochanie za brak czasu, za ciągłe wymówki, za przedkładanie moich ambicji nad wartości rodzinne. Wiem, że czasu nie zawrócę, ale możemy rozpocząć wszystko od nowa- wielkie grochy spływały po policzkach. Mąż przytulił ją, a ona jęknęła, bo zabolały złamane żebra. Mimo to, trwali w czułym uścisku. Życie jest cudem, potrafi zaskakiwać.
Fot. Pixabay