W pewnym mieście
Na południu, w pewnym mieście
żyje krowa lat już dwieście.
Ciągle piękna, ciągle młoda
i szczycąca się urodą.
Stale jada cud racuszki,
z koncentratu dzikiej gruszki.
Skład racuszków jest tajemny,
daje wygląd niecodzienny.
Matka chrzestna, leśna wróżka
moc zaklęła w tych placuszkach.
Więc się krowa nie starzeje,
ciągle młoda, wciąż pięknieje.
Są w nich zioła, garść anyżu
i kakao, łyżka ryżu,
żytnia mąka, jajek kopa
i gruszkowa słodka pulpa.
Kwaśne mleko i koperek,
i kurkuma, wiejski serek.
Próżno wszystko tu wymienić.
Piekąc, czary trzeba czynić.
A formułka jest w zeszycie.
Nie szukajcie, nie znajdziecie.
Wywiązała się afera,
nawet krowa szuka teraz.
Zapomniała, gdzie schowała,
więc jest heca niebywała.
Zniknął przepis na racuszki,
a w pobliżu nie ma wróżki.
Więc co teraz z krową będzie?
Placków nie ma, lat przybędzie.
No i skronie posiwieją
no i nogi podrętwieją.
Czasu nie da się oszukać.
Trza otwierać, kiedy puka.
I ugościć, żyć z nim w zgodzie,
nie zaszkodzi to urodzie.
Wie już o tym krowa mała,
lecz się wcale nie przejęła.
I nie nęcą jej racuszki.
Już nie szuka żadnej wróżki.
Fot. z netu