Mega czekoladowy tort urodzinowy
W malowniczej miejscowości położonej na południu kraju stał piękny duży dom, w którym mieszkała babcia Malwinka. Dom pomalowany był na zielono dlatego wszyscy okoliczni mieszkańcy nazywali go „żabim domem”. Okolica, w której się znajdował była przepiękna. Niedaleko domu rozpościerał się duży stary las, do którego chodziła babcia z wnukami na jagody i maliny, a zaraz za płotem przepływała mała rzeczka, dająca ochłodę podczas letnich upałów.
Pewnego słonecznego ranka mieszkańcy domu pogrążeni byli jeszcze we śnie, kiedy mały czteroletni Franuś obudziwszy się, przypomniał sobie o urodzinach swojej mamusi. Właśnie to dzisiaj nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Franuś to jeden z piątki wnuków, którymi opiekowała się babcia podczas letnich wakacji. To tutaj w „żabim domu” Franuś, Patryk, Zosia, Zuzia i Marysia przeżywali swoje wspaniałe przygody. Dzieci, jak to dzieci, miały tysiące pomysłów na minutę i babcia musiała mieć oczy naokoło głowy, pilnując, by sobie nic nie zrobiły. Niejednokrotnie musiała wkraczać do akcji i rozstrzygać dziecięce spory.
Babcia obiecała Franusiowi, że upieką razem duży czekoladowy tort na urodziny mamusi. Teraz nadszedł czas spełnienia obietnicy.
Wdzierające się przez okno pierwsze promienie słońca, nie dawały Franusiowi spać. Pomyślał, że to najwyższa pora, by wstać i zabrać się za pieczenie. Wygramolił się z łóżka i pobiegł do sypialni babci i dziadka, rzucając się z impetem na ich łóżko. Przestraszona babcia, chwyciwszy się za serce krzyknęła:
- Franusiu, dziecko kochane- co się stało? O mało nie pogruchotałeś mi kości.
- Wstawaj babciu. Zapomniałaś? Dzisiaj moja mamusia ma urodziny, musimy upiec torcik.
- Nie, nie zapomniałam, ale jest bardzo wcześnie, możemy jeszcze troszeczkę pospać. Połóż się tu obok mnie i dziadka.
- Zobacz babciu jak świeci słoneczko i jak pięknie śpiewają jaskółeczki. Słyszysz? – nie dawał za wygraną Franuś.
Chcąc nie chcąc, babcia musiała wyjść z łóżka, chociaż była dopiero 6:00 rano.
Wychodząc z sypialni, babcia natchnęła się na pozostałe maluchy, które wyrosły przed nią jak grzyby po deszczu.
- Ooo, widzę, że moi mali cukiernicy już nie mogą się doczekać kiedy zabierzemy się do pracy. No to do łazienki, umyć się, ubrać. Pamiętajcie o ząbkach- prosiła babcia- po śniadaniu pieczemy torcik.
Poprzedniego dnia wspólnie z dzieciakami uzgodniła, że przygotują małą niespodziankę dla mamy Franusia i Patryka z okazji jej urodzin. Chłopcy cały dzień zastanawiali się jakie ciasta lubi mamusia. Stanęło na tym, że wspólnie z babcią upieką tort czekoladowy oraz zrobią pyszny malinowy deser. Pachnące leśne maliny chłodziły się już w lodówce.
Dzieciaki pośpieszyły się z poranną toaletą jak nigdy. Po paru minutach umyte, ubrane, zasiadły przy kuchennym stole. Babcia ledwie zdążyła przygotować dla nich śniadanie.
Cukiernicy moi mali
będą mi tu pomagali.
W mig się uwiniemy,
pyszny torcik upieczemy.
Zaraz będzie też gotowy
puszysty deser malinowy.
Nucąc cichutko, babcia wyciągała potrzebne składniki.
- Tyle czekolad?- zdziwił się Franuś, zobaczywszy jak babcia wyciąga czekolady jedna za drugą- ja je policzę- postanowił.
- No to licz.
- Jeden, dwa , trzy, cztery. Cztery są takie same. O! A tamte są inne! - zawołał.
- Bo te tutaj , to są gorzkie czekolady, a tamte –białe- obwieściła babcia- licz dalej Franusiu.
- Jeden, dwa, trzy …. –aż tyle?- dziwił się Franek.
- A ile jest razem?- dociekała babcia.
- Sześć –wypaliła Zuzia- sześciolatka, rówieśnica Zosi i Patryka.
- Ja miałem policzyć- zdenerwował się Franek.
- Franusiu nie denerwuj się, może Zuzia źle policzyła. Policz jeszcze raz- babcia ratowała sytuację.
Niestety obrażony Franuś wybiegł do pokoju obok.
- Obrażalski- zawołał za nim Patryk.
- Poradzimy sobie bez niego- oznajmiła Zosia.
Ale babcia nie chciała piec bez Franusia, musiała z nim porozmawiać i wytłumaczyć, że tak nie można się zachowywać. Obrażać się o byle co to nieładnie. Po paru minutach mali cukiernicy pracowali w komplecie. Oczywiście babcia musiała wyciągnąć jeszcze jedną czekoladkę, bo maluchy po kryjomu podkradały, myśląc, że babcia nic nie zauważy. Chociaż to gorzka czekolada, zniknęła w mgnieniu oka. Mali cukiernicy z umorusanymi buźkami pomagali babci zawzięcie.
Szybko forma z ciastem znalazła się w piekarniku. To dopiero część zadania została wykonana. Jeszcze trzeba było zrobić biały i brązowy mus czekoladowy, który przed włożeniem na tort musiał stężeć w lodówce. Sporo było zamieszania w kuchni, bo z deserem malinowym też było dużo pracy. Mikser poszedł znowu w ruch. Dopiero , gdy deser babcia włożyła do lodówki, dzieciaki na chwilę odetchnęły. Potem było sprzątanie. Nawet dziadek włączył się do pracy. Kiedy w jadalni zapanował błysk, babcia postanowiła skończyć torcik. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła pusty garnek po białym musie czekoladowym, który miał zdobić górę tortu.
- Dzieci chodźcie tu do mnie- zawołała zdenerwowana- może mi powiecie dlaczego garnek jest pusty? Gdzie jest mus?- pytała babcia, pokazując pusty garnek.
Dzieci ze zdziwieniem zaglądały do garnka jedno po drugim.
- Ja skosztowałam tylko troszeczkę- powiedziała Marysia.
- I ja , ale niewiele- wołała Zuzia.
- No i ja troszkę, naprawdę ociupinkę- przyznała się Zosia.
- A ty Patryku?- pytała babcia.
- No też trochę skosztowałem.
- A mi dał dziadek i on tez jadł- pochwalił się Franek.
Wszyscy spojrzeli w stronę dziadka, który spytał:
- A to było do czegoś potrzebne? To było takie dobre. Niewiele tego było więc wyjedliśmy z Frankiem.
- I co teraz?- babcia złapała się za głowę- co damy na tort?- o wy małe łakomczuszki. Wiecie, że nie wolno bez pytania nic wykradać?
Dzieciom zrobiło się głupio, Zuzi zbierało się na płacz, tylko Franek trajkotał coś bez sensu.
- Zrobimy jeszcze jeden mus czekoladowy. Babciu, nie gniewaj się. On był taki dobry- tłumaczyła Marysia, a pozostałe dzieci jej zawtórowały.
- Nie wiem czy mamy potrzebne składniki?- zastanawiała się babcia.
Dziadek czuł się winny i szybko zadeklarował pójście do sklepu. Cóż było robić. Nie było innego wyjścia. Na szczęście zdążyli na czas.
Tort wyszedł wspaniały, a mamusia chłopaków nie mogła wyjść z podziwu. Z tortu nie został ani jeden okruszek, taki był pyszny. Mali cukiernicy spisali się na medal ( no może z jednym małym wyjątkiem). Ale gdyby nie ta przygoda nie byłoby się z czego pośmiać. A tak ta historia już na zawsze pozostanie w ich pamięci.