Księżycowy pyłek
Uśmiechnięta wstała Iga.
Nocą była na księżycu.
W złotym pyle się tarzała.
Do tej pory płoną lica.
I serduszko promienieje,
bo garść pyłku wzięła w kieszeń.
Zaraz mamie go pokaże.
On podobno szczęście niesie.
Sięga rączką do kieszeni.
Co się stało nie rozumie?
Bo po pyłku ani śladu.
Co pokaże, zatem mamie?
A tak miało być wesoło.
Wszakże księżyc to obiecał.
Ale dziwy, ale czary.
Niebywała jakaś heca.
Skargę złożyć zaraz musi,
więc wróciła do łóżeczka.
Do podusi się wtuliła
i zamknęła swoje oczka.
Lecz księżyca nigdzie nie ma.
Tylko słońce świeci złote.
Choć wehikuł senny zniknął,
chce wyruszyć na piechotę.
Założyła, więc sukienkę,
modną spinką spięła włosy.
Przetrzepuje teraz szafkę,
bo potrzebne adidasy.
Szum się zrobił niebywały.
Wpadł, więc tata zatrwożony.
Dokąd zmierzasz córko droga?
Mamy przecież wczesny ranek.
Gdzieś mi zniknął złoty pyłek.
Łzy kapnęły na podłogę.
Muszę szybko znaleźć księżyc,
więc wyruszam zaraz w drogę.
Lecz pokręcił głową tata.
Teraz księżyc w chmurach drzemie.
Trudno będzie go odnaleźć.
Będziesz szukać nadaremnie.
Kiedy nocka do nas wróci,
to i księżyc się pojawi.
Wnet zapełnisz pyłkiem kieszeń.
Wszystkim wielką radość sprawisz.
ilustracja Freepik