Na dobranoc
Snuje babcia bajkę wnusi,
delikatnie gładząc czółko.
Gdzieś daleko za górami
czarodziejskie jest źródełko.
W każdej kropli moc zaklęta.
Kto choć łyczek mały zrobi,
będzie zdrowy, urodziwy,
wszystkie smutki szybko zgubi.
Lecz niełatwe to zadanie.
Trzeba cały świat przemierzyć,
stoczyć bójkę z groźnym stworem,
by, choć łyczek wody zdobyć.
A ten stworek jest zielony.
Takie małe dziwadełko.
Lecz choć mały, moc posiada,
nie dopuszcza do źródełka.
Do tej pory nikt na świecie
ni kropelki nie skosztował.
Kiedy dotarł do tej wody,
stwór go zaraz atakował.
Aby życia, więc nie stracić.
wnet umykał każdy śmiałek.
Teraz chętkę na tę wodę
pewien stary ma osiołek.
Ledwie chodzi ze starości.
Przygarbiony, obolały.
Wór zarzucił na swe plecy,
aż mu w oczach pociemniało.
Nie zważając na te trudy,
wnet wyruszył w świat daleki.
Tak wędrował przez dzień cały
i podziwiał cud widoki.
Gdy zapadła ciemna nocka.
rozbił obóz pod gwiazdami.
Dołączyła wnet do niego
dziw osóbka z warkoczami.
Więc poprosił ją osiołek
bardzo cichym słabym głosem:
przynieś dziewczę kroplę wody
ze źródełka, co za lasem.
Zaraz zdrowie mi przywróci,
zreperuje stare kości.
Jeszcze kozły będę fikał
i przeżyję moc radości.
Roześmiała się dziewczynka.
Jakieś czary, jakieś dziwy.
Obok stoi stary osioł.
Nie pluszowy, lecz prawdziwy.
Bardzo stary, obolały.
No i mocno umęczony.
Ledwie dyszy, mocno sapie,
jakby zrzucił węgla tony.
Co mi szkodzi, myśli dziewczę.
Może osła uratuję.
Czarodziejskie znajdę źródło.
Co mi szkodzi, popróbuję.
A czas nagli, osioł słabnie.
Tylko woda pomóc zdoła.
Więc ruszyła zaraz w drogę,
chociaż ciemno dookoła.
Wszak to całkiem niedaleko.
Kilka sosen, kilka jodeł.
Zaraz potem jest źródełko.
Wnet zapełni wielki kubeł.
Posłyszała jakieś szmery.
Przystanęła przestraszona.
Serce bije, mocno wali.
Przed nią mgielna jest zasłona.
Nagle małe dziwadełko
zza zasłony się wyłania.
Całe w łuskach, pomarszczone,
z pyska bucha góra ognia.
Wprost na dziewczę stworek kroczy.
Ona stoi jak zaklęta.
Ani w lewo, ani w prawo
jakby była przyrośnięta.
Znowu dziwy, jakież czary.
Moc poczuła wielką w sobie.
Ogień wcale jej nie pali.
Wnet są wolne nogi obie.
Więc zaczęła pięścią grzmocić.
Nóżką kopać gdzie popadnie.
Wnusiu moja, co ty robisz?
Zaraz z łóżka przecież spadniesz.