„ Przygody rudej kurki „
część IV
„ Kurka w cyrku „
Wybrała się kurka, ruda kurka, kurka z wiejskiego podwórka
na wycieczkę do Szczyrku, by tam zobaczyć przedstawienie w cyrku.
Worek na plecy zarzuciła, który sama starannie uszyła.
Wyhaftowała nań kwiatki, kolorowe cynie i bławatki.
Maszeruje raźnym krokiem, mija góry wysokie.
Mija pagórki doliny, lasy pola niziny.
Pędzi szybko, mknie, mija duże miasta, wsie.
Utrudzona drogą rozgląda się za gospodą.
W gospodzie odpocznę chwilę, trochę się posilę.
Zamówiła groch z kapustą oraz kaszę ze słoninką tłustą.
Gdy się posiliła w dalszą drogę wyruszyła.
Dotarła do Szczyrku, szuka teraz cyrku.
Idzie tam gdzie grupka ludzi idzie i naraz cyrk widzi.
Przed cyrkiem kasa stoi-kupujcie bilety mili moi.
Kolejka długa na pięć metrów -byle tylko starczyło biletów
-myśli kurka, ruda kurka, kurka z wiejskiego podwórka.
- Nie pchajcie się kochani. Bilet każdy dostanie.
Wnet bilecik trzyma w ręce. Chyba to jest dobre miejsce.
Sektor A, rząd pierwszy, miejsce numer dwa.
Wejdę już do środka myśli nasza trzpiotka.
Przed drzwiami ktoś ją zatrzymuje. Czekaj kurko- bilet przedziurkuję.
Gasną światła na widowni. Kurka rozsiada się wygodnie.
Zza kulis wychodzi konferansjer. Wystąpi teraz klown – gangster.
Klown kawały opowiada, a potem konferansjer nowy numer zapowiada.
Wystąpią akrobaci, dwie siostry i dwóch braci.
Na arenę już wkraczają I swój numer przedstawiają.
Trudne ich ćwiczenia, kurka mokra z podniecenia.
Brawa nie ustają. Głos konferansjera zagłuszają.
Na arenę klown gangster wchodzi I już rej tu wodzi.
- Chciałem was mili widzowie obrabować lecz ktoś mi nóż w pierś wpakował.
Umieram kochani. Umieram – zobaczcie sami.
Szybko pogotowie. Kręci mi się w głowie.
Konferansjer się odzywa- po co pogotowie wzywać
Ja ci pomogę wszak skończyłem stomatologię.
Już nad rannym się pochyla. Poły marynarki odchyla.
Cóż to krew brązowa. Muszę jej skosztować.
Mniam mniam co za pycha. Konferansjer wzdycha.
Słodka jak malina z apetytem wcina.
Gangster na nogi wstaje. Po co udawać dalej.
Wyciąga z piersi nóż. Nie boli mnie nic już.
Myślałem, że zapłaczesz po mnie szczerze, a ty się czekoladą objadasz konferansjerze.
Czekoladą z mojej kieszeni, którą dostałem od pani Geni.
Patrz wchodzi Ernest Kroczek nasz sławny linoskoczek.
Już po linie kroczy. Tu przysiądzie tam podskoczy.
Skacze zgrabnie, zwinnie i paradnie.
Kozły fika. Na widowni panika.
Panie ręce załamują. Chusteczki z torebek wyjmują.
Zaraz spadnie. Połamie się dokładnie-
woła pani Lodzia- żona pana Włodzia.
Pan Kroczek kończy swe popisy. Wychodzi już za kulisy.
Widzowie występy oklaskami nagradzają. Brawo, brawo – wołają.
Wchodzi nowy już artysta. Cyrkowy iluzjonista.
Hokus pokus czary mary- zobaczycie cuda zobaczycie czary.
Pomocnicą panna ruda. Czary muszą się mu udać.
Hurum burum czary mary z cylindra wyciąga zegar stary.
Teraz proszę państwa bez żadnego oszukaństwa
zamienię zegar stary na złote talary.
Hokus pokus czary mary w cylindrze brzęczą już talary.
Czary mary hurum bam wszystkim paniom kwiatek dam.
Róże, bratki i stokrotki raczcie przyjąć je ślicznotki.
Gdy to kurka zobaczyła na arenę pośpieszyła.
Przecież to nic trudnego wyczaruję jajko dla każdego.
Hokus pokus hurum bam jedno już jajeczko mam.
Czary mary hokus bom -gdzie jajeczka są?
Czary mary hokus bum - przybywajcie jajka tu.
Z pomocą przychodzi iluzjonista. Proszę kurko-tu masz jajek trzysta.
Kurka cała się spłoniła. Spuściła główkę grzecznie ukłoniła.
Wszyscy myślą sobie, że iluzjonista jest z kurką w zmowie.
Wołają – chip chip hura niech nam żyje ruda kura.
Kurka chciała uciec gdzie pieprz rośnie. Na arenę weszły słonie właśnie.
Słonie zobaczyć chciała. O ucieczce zapomniała.
Pięć kolosów weszło. Dla każdego stoi krzesło.
Za słoniami wchodzi treser. Niesie na tacy dla słoni deser.
Deser słonie dostaną, gdy przyklękną na kolano.
Kurka widzi słonie po raz pierwszy. Szybko układa o nich wierszyk:
„ Słoń
Duży ssak
Większy niźli koń
Malutki przy nim ptak
Uszy
Wachlarze dwa
Dobrze słyszy
Na roślinach się zna
Siekacze
Zwane kłami
Rosną siekacze
Całymi latami
Skóra
Pomarszczona bezwłosa
Trąba niczym rura
Zamiast nosa”
Po występach słoni wbiega para rączych koni.
Po koniach małpki w pantalonach.
Wchodzi konferansjer na arenę -pozwólcie państwo , że słówko zamienię.
Na dziś koniec ze zwierzętami. Nasycimy oczy nowymi akrobacjami.
Ewolucje na trapezie zaprezentuje grupa Pojezierze.
Kurce dech zapiera. Nie chcę patrzeć teraz.
Pospadają, Karki poskręcają.
Salto potrójne, Salto podwójne.
Przewietrzyć się pójdę. Do cyrku wrócę, gdy skończą te ewolucje.
Z przerażenia mokra blada w cieniu na ławeczce siada.
Pokrótce widzi wychodzących z cyrku ludzi.
Koniec seansu. Trwał sześć kwadransów.
Późno już. Do domu wracać czas. Czeka ją droga przez ciemny las.
Wstała żwawo, skręca w dróżkę tam na prawo.
Do domu szybko kroczy. Ze zdziwienia otwiera swe oczy.
Oto nagle przed nią zbóje stają, pieniędzy żądają.
Kurka szuka w kieszeniach lecz niestety tam niczego nie ma.
Zbóje do worka sięgają, z pleców kurki go ściągają.
Szukają, przetrząsają, ze złością głowami kiwają.
Nie znaleźli niczego, niczego drogocennego.
Kurkę powiązali i ze sobą ją zabrali.
Co teraz będzie myśli kurka, kurka z wiejskiego podwórka.
Jadą zbóje z dużej górki. Widzą to leśne wiewiórki.
Alarm wszczynają, pogoń za zbójami zarządzają.
Ratować musimy kurkę, rudej wiewiórki przyjaciółkę.
Nawet wilk groźny, zły szczerzy swoje kły.
Gdy to rozbójnicy zobaczyli szybko kurkę porzucili.
Uradowane zwierzęta rozwiązują kurce pęta.
Kurka cała obolała głośno zapłakała.
Chyba połamana moja noga. Co ja zrobię nieboga.
Do końca lata chciałam zwiedzić kawał świata.
Teraz będę zmuszona do łóżka się położyć, zwiedzanie świata na później odłożyć.