„ Wypadek Adama”
Adam siedział wygodnie w pluszowym fotelu i czytał ciekawą książkę. Adam to czternastolatek, dobrze zbudowany, mocno umięśniony. Rudawe włosy i piegi pokrywające jego twarz, nie szpecą go, wręcz dodają uroku. Większość koleżanek z klasy podkochuje się w nim. Teraz w czasie wakacji Adam ma dużo czasu i może przeznaczyć go na czytanie ulubionych powieści. Zatopiony w lekturze z ledwością usłyszał sygnał paczki, do której należał. Podszedł do okna i mruknął:
-Czego?
- Adam, chodź nad rzekę popływać. Zobacz jaka wspaniała pogoda- kusił Jurek, jego zaprzyjaźniony kolega. Znali się niemal od zawsze. Mieszkali na jednej klatce i spędzali sporo czasu razem.
-Ale…….
-Nie ma żadnego ale. Chodź szybko. Czekamy tylko na ciebie- przerwała mu Ewa- szykowna długonoga blondynka- piękność klasowa.
Chcąc nie chcąc zrezygnował z ciekawej książki. Zajrzał do kuchni, by powiedzieć mamie, że wychodzi.
-Dobrze Adasiu. Tylko pamiętaj: żadnych skoków z mostu do wody, bo to się może źle skończyć! Na odchodnym przestrzegała mama.
-Pamiętam, mamo. Nie będę skakał, przecież przyrzekłem to tacie.
To było tydzień temu. Ojciec wracał z pracy i zobaczył Adama, gdy ten skakał z mostu do rzeki. Od razu Adam musiał przyrzec ojcu, że to się więcej nie powtórzy. Tata tłumaczył, że rzeka jest płytka, a dno pokryte kamieniami.
- Co będzie jeśli wpadniesz na taki kamień? -zapytał i dodał- Nieszczęście gotowe.
Oczywiście, zaraz opowiedział mamie, co Adam wyczyniał nad rzeką. Mama w wyobraźni widziała już Adama całego połamanego. Przez trzy dni nie mógł wychodzić z domu nad rzekę, choć słońce było cudowne i prażyło niemiłosiernie. Dlatego ta przestroga ze strony mamy.
Adam zabrał ręcznik, koc i wybiegł przed dom.
-Co się tak grzebiesz?- przygadała mu Ewa- szkoda każdej minuty.
Zaraz popędzili nad rzekę: Ewa, Jurek, Witek i Adam. Nie ma wprawdzie nad nią żadnej plaży, ale spragnionych wody w taki upał jest wielu. Rozłożyli swoje koce na trawie w pobliżu mostu. Jurek zaraz pobiegł na most i skoczył do wody. Witek poszedł w jego ślady. Ewa nie miała ochoty na pływanie. Rozsiadła się wygodnie na kocu i głośno zastanawiała- ciekawe, czy znalazłby się odważny, który skoczyłby do wody z tego wysokiego drzewa?
Skakać z drzewa? Nie, to nie dla mnie- pomyślał Adam. Nie jestem przecież kaskaderem. Wprawdzie skakał z mostu, ale to co innego. Drzewo jest o wiele wyższe. Zresztą obiecał rodzicom. Niech sobie Ewa szuka innych odważnych. Adam nie chciał ryzykować. Akurat podszedł do nich Romek ich rówieśnik, rosły czternastolatek i Ewa zadała mu to pytanie. On bez zastanowienia wspiął się na drzewo, no i skoczył. Po nim Jurek i Witek. Ewa patrzyła na Adama z drwiącym uśmieszkiem- co Adam, strach cię obleciał? Pokaż, jaki jesteś odważny- docinała. Adam nie mógł znieść tych kpin. Nie namyślając się dłużej wspiął się na drzewo.
-Raz, dwa, trzy i hop- wołała Ewa.
No i Adam skoczył.
Kiedy otworzył oczy ujrzał wokół siebie przeraźliwą biel. Chciał się poruszyć. Wytężył wszystkie siły lecz na próżno. Leżał bezwładny. Czuł przeraźliwy ból głowy. Cóż to? -pomyślał. Przez mgłę zamajaczyła mu postać mamy.
-Mamo- wykrztusił ledwie słyszalnym szeptem.
Pochyliła się nad nim, pocałowała w czoło i szepnęła: -jestem przy tobie synku. Leż spokojnie.
-Ale co ja tu robię? Co się stało?-
-Cicho, cicho synku- mówiła, gładząc policzek Adama.
A on przymknął powieki i zaczął się zastanawiać co się stało. No tak, przecież skakałem z drzewa, a potem? Potem to tylko pustka w głowie i straszny ból. Musiałem głową uderzyć w jakiś kamień. Czy sobie coś złamałem? Chyba nie kręgosłup? To byłoby straszne. Że też ta Ewa tak głupio mnie kusiła. Po co skakałem? Przecież obiecywałem rodzicom. Te i inne myśli chodziły mu po głowie.
Nagle na salę wszedł lekarz. Adam miał przymknięte powieki. Lekarz myślał, że śpi. Podszedł do mamy i powiedział:
- nasze przypuszczenia potwierdziły się, rentgen wykazał liczne złamania prawej kończyny dolnej, oraz pęknięcie kręgosłupa. Ale na szczęście nerwy w szyjnym odcinku rdzenia kręgowego nie zostały przerwane. Syn miał więcej szczęścia niż rozumu. Przeleży w gipsie parę miesięcy. Czekają go długie miesiące rehabilitacji. Jest jednak wielka szansa, że będzie w pełni sprawny.
Z oczu Adama pociekły łzy. Mama podeszła szybko do niego i ujęła jego dłoń.
-Słyszałeś?- zapytała.
-Tak – odpowiedział.
Po policzkach spływały mu łzy. Mama musiała je ocierać, bo on nie miał siły, by podnieść ręce.
- Synku, nie płacz- mówiła tuląc go do siebie.
- Mamo ………..- tylko tyle udało mu się wykrztusić z siebie.
- Masz szczęście synku. Niewiele brakowało, a byłoby po tobie- szeptała, głaszcząc policzek- najważniejsze, że żyjesz, a z resztą sobie poradzimy.
Lekarz wydawał polecenia pielęgniarkom, ale Adam już nie słuchał , jakby go to wcale nie dotyczyło. W jego głowie się kotłowało. Jeden głupi skok, a mogło się to skończyć kalectwem do końca życia, a nawet śmiercią. Cieszył się, że nerwy w odcinku szyjnym są całe, nieprzerwane. Wierzył, że po długiej rehabilitacji wróci do zdrowia.
Teraz już wie, że nie warto narażać swojego życia po to tylko , by zaimponować innym. Niech to wydarzenie będzie przestrogą dla wszystkich, którzy chcą komuś coś udowodnić, zaimponować.