„ Spotkałam krasnoludka”
Kochane dzieci, wierzcie lub nie,
ale ja naprawdę z krasnoludkiem widziałam się.
Wczoraj późnym wieczorem,
siedziałam przed komputerem,
było cichuteńko,
bo w domu byłam samiuteńka.
Nagle o mało nie zemdlałam,
gdy małego ludzika ujrzałam.
Na głowie kaszmirową miał czapeczkę.
na lewą nogę utykał troszeczkę.
Lekko skinął głową
i zaszczycił mnie przemową:
Witaj babciu Haneczko!
Mam pomysł na kolejną bajeczkę.
Słuchaj i pisz kochana.
Mamy czas do rana.
Nie wiedziałam czy to zwidy, czy majaki?
Na wszelki wypadek wyciągnęłam mazaki.
Nóż a widelec pomysł ciekawy podsunie.
Może bajkę o południowym biegunie,
albo wyspach Galapagos,
gdzie żyją ludziki Dżingonos?
Chyba myśli moje odgadł,
bo obok komputera wygodnie usiadł
i zaczął stukać w klawisze.
O, pomyślałam! Sam tę bajkę napisze.
Lecz nic tego. Czarny mazak mi podsunął.
Chwileczkę się zadumał.
Po czym rozpoczął bajanie,
a ja ledwie zdążyłam z pisaniem.
Na wyspach Galapagos
żyją ludziki Dżingonos.
Są wzrostu rocznego dziecka.
Karminowe mają usteczka.
Oczka, dwie małe szpareczki.
Malinowe, jędrne policzki.
Maleńkie uszy.
Za to olbrzymie, długie nosy.
Chyba od tych nochali,
ludzie Dżingonosami ludziki te nazwali.
W nogach zamiast palców płetwy mają,
dlatego świetnie pływają.
W głębiach oceanu nurkują.
Tam po prostu pracują.
Poszukują pereł.
A na dnie jest ich wiele.
Lecz te perły nie są dla nich.
Zbierają je dla okrutnej pani,
która je uwięziła
i do ciężkiej pracy zmusiła.
Wolność odzyskają,
kiedy wszystkie perły wyzbierają.
A to jest niemożliwe,
bo stale pereł przybywa.
Dżinginosy monotonne wiodły życie,
do czasu, gdy na wyspie pojawiły się dzieci.
Wielka gromada. No może dziewczynek osiem.
Nieważne ile. Dobrze, że w ogóle pojawiły się.
Trzy piękne siostry: Ola, Jola, Krysia.
Oraz ich kuzynki: Iga, Ada,Zuzia, Ela i Marysia.
Ich przybycie
zmieniło Dzingonosów życie.
Pewnego dnia, gdy dziewczynki były na plaży,
postanowiły poszukać małży.
Przekopały piasek, lecz nic z tego.
Nie znalazły małża ani jednego.
Zawiedziona Jola namówiła Krysię,
by w oceanie wykapały się.
Może w wodzie małże będą,
więc przy okazji je wydobędą.
Krysi długo nie trzeba było przekonywać.
Wszak w wodzie czuje się jak ryba.
W pływaniu zdobywa medale.
Wody nie boi się wcale.
Pozostałe dziewczynki kąpiel odradzały,
lecz Jola z Krysią nie posłuchały.
Porzuciły wiaderka, łopatki
i wskoczyły do wody trzpiotki.
Zanurkowały.
Ola rodziców zaalarmowała.
Po chwili Krysia z głębin wypłynęła,
a Joli jak nie ma, tak nie ma.
Dziewczynki w panice zaczęły krzyczeć.
Przybiegli zaalarmowani rodzice.
Tata wskoczył w głąb oceanu,
lecz szybko zabrakło mu tlenu.
Na szczęście ratownicy przybyli
i do wody szybko wskoczyli.
Mieli na sobie kamizelki ratunkowe
oraz maski tlenowe.
A Jola wodą się zachłysnęła.
Biedna, powolutku tonęła.
Na szczęście Dżinginos Olik,
nurkował obok Joli.
Szybko zawezwał swoich kolegów.
Z Jolą na swych plecach, popłynęli do brzegu.
Tam Dżinginoska Maja już czekała.
Natychmiast za ratowanie się zabrała.
Wiedziała jak i co,
bo kursów ma chyba ze sto.
Przeprowadziła fachową akcję,
łącznie z reanimacją.
Wiedza bardzo się przydała,
Joli życie uratowała.
Dżinginos Olik
pobiegł po rodziców Joli.
A oni lamentują, płaczą,
martwią się, że Joli już nigdy nie zobaczą.
Przestańcie płakać, krzyknął Olik.
Zaprowadzę was do Joli.
Rodzice na Olika spojrzeli.
Ze zdziwienia oniemieli.
W życiu nie widzieli takiego dziwadła.
Chyba, że w krzywym zwierciadle.
Olik szarpnął mamę tymczasem,
więc na zastanawianie nie było czasu.
Pobiegła szybko za Olikiem,
a za nią tata z ratownikiem.
Przebiegli metrów chyba ze dwieście.
A może i więcej. Spocili się.
Zasapali,
ale radę dali.
Ujrzeli dziwadła, a wśród nich Jola cała i zdrowa
Siedzi jak jakaś królowa.
Wesoło konferuje.
Śmieje się, rękami wymachuje.
Kiedy mamę dojrzała,
rączką jej pomachała.
Z daleka zawołała:
jestem zdrowa i cała.
Dżingonosy z wody mnie wyłowiły.
Pierwszej pomocy udzieliły.
I wiem jak się im odwdzięczymy.
Po prostu ich wykupimy.
One harują od rana do wieczora.
Zbierają perły dla tyrana potwora.
A mogą być wolne jak my.
Tato, spełnijmy ich sny.
One marzą o tym,
by być wolną istotą.
A ty tatku możesz spełnić ich życzenie.
Masz pieniędzy pełne kieszenie.
Nie zaprzeczaj, sama widziałam,
gdy grosika na szczęście szukałam.
Tata przerwał tę tyradę.
W sprawie Dżingonosów zwołamy naradę.
Muszę wiedzieć na jakich warunkach tu są.
Może same tego chcą.
Jeśli jest inaczej,
każdą cenę za nich zapłacę.
Wynagrodzę Dzinginosów sowicie.
Bezcenne jest twoje życie.
Czy ty wiesz,
że dziś mógł być jego kres?
Dziecinko kochana,
nigdy więcej nie wchodź do wody sama.
A teraz jeśli chodzi o Dżingonosy,
idę z właścicielką dobić interesu.
Rozmowa bardzo długo trwała.
Na szczęście pozytywny rezultat dała.
Za złota garść
Dżingonosy odzyskają wolność.
Jak się udało wynegocjować te warunki? Nie wiadomo.
Ważne, że Dżingonosy wrócą do domu.
Wieczorem, kiedy złoto zostało przekazane,
zaczęły się dziać dziwy niesłychane.
Wszyscy zaniemówili, bo na ich oczach
dokonała się zmiana przeurocza.
Dżingonosów nochale,
zrobiły się zwyczajnie małe.
Z nóg zniknęły płetwy, z policzków odcień maliny,
a one zmieniły się w rosłych chłopaków i piękne dziewczyny.
Jak się okazało, właścicielka Dżingonosów czarownicą była.
Przed wieloma laty, zaklęcie na młodzieńców i dziewczyny rzuciła.
Teraz jej serce udało się zmiękczyć tacie,
dzięki czemu Dżingonosy wróciły do swych dawnych postaci.
Radości nie było końca.
Świętowano do wschodu słońca.